poniedziałek, 3 września 2018

Rozdział trzydziesty drugi


Gorący lipiec i bujna roślinność wypełniała każdy zakątek miasta. Nie sposób było siedzieć w domu w to niedzielne popołudnie, tak więc Anna zaproponowała Zbyszkowi spacer. Bardzo lubiła przechadzać się po parku i miała nadzieję, że mąż również dotrzyma jej towarzystwa. Wyszli na ulicę, ale po kilkunastu minutach Zbyszek zatrzymał się, uskarżając na silny ból głowy. Znajomi jego, którzy akurat podążali w stronę parku zabrali Annę ze sobą, a on tłumacząc się bólem głowy, wrócił do domu.

Położył się na tapczanie z zimnym okładem na czole, ale ból nie mijał. Patrzył tępo w sufit w nadziei, że Anna zaraz wróci i wezwie pogotowie. Zegar powoli wybijał godziny. Zbyszek, nie mogąc zasnąć, wziął do ręki pierwszą z brzegu książkę. Tam przeczytał dedykację: Z okazji Imienin, Ninie Sokołowskiej - Anna. Już nic więcej nie widział i nie mógł przeczytać... W jego wyobraźni stała ona, taka jaka była na zdjęciu na płycie pomnika - piękna, osiemnastoletnia dziewczyna. Gorzko zapłakał, poczuł wyrzuty sumienia, bo przyrzekał Ninie jeszcze coś, że dzieci będą znały jej mogiłę. Oddał dzieci do Domu Dziecka, tak jak sobie tego życzyła, ale tej konkretnej prośby akurat nie spełnił.
- Boże, jak ja mogłem do tego doprowadzić?! Nie dość, że dzieci nie znają matki, to jeszcze nie wiedzą kim jest ich ojciec! Przecież Nina prosiła mnie, abym od czasu do czasu odwiedzał jej grób...

Kiedy Anna wróciła ze spaceru, Zbyszek leżał nieprzytomny, a wezwany lekarz stwierdził ostre zapalenie opon mózgowych i zabrał go do szpitala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz