Mijały dni od pogrzebu Niny, a życie toczyło się dalej. Zbyszek wraz z mamą i siostrą przywiózł swoje dzieci ze szpitala. Wiedział, że musi zapewnić im opiekę, tylko to liczyło się dla niego najbardziej. Kiedy Iwona kąpała maleństwo, spojrzał na nie i niby od niechcenia, wymówił imię Mariusz.
- Czy tak właśnie dasz mu na imię? - zapytała siostra.
- Tak, to jest wola Niny, żeby nazwać chłopca tym imieniem, zresztą piękne, prawda? - spokojnie odpowiedział Zbyszek. Jak dobrze, że przyjechałyście, zupełnie nie mam pojęcia o tych maleństwach.
- Zbyszku, spotkało cię wielkie nieszczęście, ale my pomożemy tobie. Nie jesteś sam, nawet tak nie myśl - cicho powiedziała Sokołowska.
- Tak mamo, od dziś ścieżka mojego życia prowadzi po stromych górach...
Matka Zbyszka wiedziała, że nie ma sensu zaprzeczać temu, co mówi. Prawdą było, że przed nim największy życiowy egzamin. Nie wdając się w rozmowę, dokończyła tylko kąpania dwójki maleństw i położyła je do łóżeczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz